W 1983 roku Woody Allen nakręcił film „Zelig”, który w przejaskrawiony, ale bardzo obrazowy sposób oddał naszą, ludzką potrzebę konformizmu i zdolności do naśladowania. Główny bohater, zmieniając środowisko, dopasowuje się do otaczających go ludzi, zarówno fizycznie jak i mentalnie. W prawdziwym życiu dzieje się podobnie (choć nie tak spektakularnie). Całkiem nieświadomie dopasowujemy się do naszego rozmówcy. Co więcej upodabniamy się do ludzi, z którymi przebywamy na co dzień.
Podobieństwa się przyciągają?
Kiedy jako 18 letnia dziewczyna, przestawiłam babci swojego chłopaka, wzięła mnie na bok i powiedziała: „wiesz, jestem przekonana, że to będzie Twój mąż i będziecie bardzo szczęśliwi, bo jesteście do siebie tacy podobni”. Podobno kiedyś wierzyło się, że im małżonkowie są bardziej do siebie podobni, tym trwalszy związek ich czeka.
W latach 80 ubiegłego wieku, na University of Michigan, przeprowadzono badania dotyczące fizycznego podobieństwa partnerów., żyjących w długoletnich związkach. Okazało się, że rysy twarzy takich osób stawały się szczególnie do siebie podobne. Co więcej, im wyraźniejsze podobieństwo pojawiło się po latach, tym pary były bardziej zadowolone ze swojej relacji. Fenomen ten został odkryty przez Roberta Zajonca i określany jest mianem „efektu kameleona”.
Dlaczego tak się dzieje? Kiedy rozmawiamy z jakąś osobą, zupełnie nieświadomie, zaczynamy naśladować jej mimikę, gesty, sposób mówienia. Obecnie naukowcy tłumaczą efekt kameleona tym, że częste powtarzanie określonych min, powoduje wzmocnienie aktywowanej wówczas muskulatury oraz wywiera wpływ na konkretne naczynia krwionośne, co w efekcie, po wielu latach, może znacząco zmienić rysy twarzy. Z uwagi na fakt, że małżonkowie, przez całe życie dużo czasu spędzają razem, faktycznie mogą się do siebie upodobnić.
Wrodzona skłonność do naśladownictwa.
Kiedy obserwujemy noworodki, przebywające w jednym pomieszczeniu, z łatwością możemy zauważyć, że płacz jednego z nich powoduje całą spiralę krzyków innych maluszków. Już po kilku miesiącach na tym świecie, niemowlaki naśladują miny swoich rodziców takie jak uśmiech, czy zmarszczenie noska. W miarę dorastania próbują wykonywać coraz bardziej skomplikowane czynności, obserwując dorosłych. Rodzice wykorzystują tę skłonność dzieci, podczas wielu czynności opiekuńczo – pielęgnacyjnych. Poobserwujcie mamę, czy tatę karmiących swoje pociechy – kto częściej otwiera szeroko buzię :)?
Z czasem dzieci zauważają, że jeśli zachowują się podobnie jak rówieśnicy, są bardziej lubiane i akceptowane. Niejednokrotnie rozmawiałam z mamami, które pierwszy raz posyłały swoje maluchy do przedszkola. Miały cały szereg obaw i obiekcji: „tu jest obowiązkowe leżakowanie, a mój syn nie śpi w dzień już od roku”, „moja córka nic nie chce jeść, będzie cały czas głodna”, „ja nie wiem jak panie sobie poradzą, przecież on nie potrafi ani minuty usiedzieć na miejscu, nie mówiąc już o wykonaniu jakichś prac plastycznych”.
I co się okazywało po kilku tygodniach? Oczywiście, że nieśpiące dziecko zasypiało jako jedno z pierwszych, niejadek zjadał sam wszystkie posiłki, a miłośnik ciągłego ruchu, tworzył urocze rysunki, które potem prezentowane były na gazetce. Mamy zachodziły w głowę, jak to się mogło stać. Zadziałała skłonność do naśladownictwa. Kiedy wszystkie dzieci kładą się na leżaczkach – ja też chcę. Inne maluchy jedzą- ja też spróbuję. Wszyscy kolorują i siedzą przy stolikach – ja też.
Naśladowanie innych – co nam daje?
Społeczne naśladowanie jest drogą do jednej z najważniejszej umiejętności, jakie nabywamy w ciągu całego życia, mianowicie uczy nas jak mamy się zachowywać. Pomaga nam stać się częścią społeczeństwa, poczuć przynależność do jakiejś grupy, chroni przed wykluczeniem i marginalizacją. Dotyczy to nie tylko dzieci, ale ludzi w każdym wieku. Życie cały czas stawia przed nami nowe wyzwania, niejako zmuszając do odnajdywania się w kolejnych rolach społecznych. Właśnie, między innymi, dzięki naśladownictwu potrafimy odnaleźć się w nowej rzeczywistości i funkcjonować zgodnie z przyjętymi normami i zasadami.
Im bardziej czujemy się wykluczeni, odsunięci na boczny tor przez towarzystwo, im mocniej zależy nam na uzyskaniu aprobaty, tym większą tendencję do naśladownictwa wykazujemy. Potwierdzające to badania, zostały przeprowadzone na Uniwersytecie Madison w stanie New Jersey. Grupę studentów poproszono o rozegranie interaktywnych meczów w futbol amerykański. Nie byli świadomi tego, że rozgrywki kontrolowane są przez badaczy i to przeprowadzający eksperyment decyduje, kto dostaje piłkę. Część z graczy została praktycznie wykluczona z gry i nie otrzymywała żadnych podań. Inni przejmowali piłkę bardzo często. W przerwie poproszono badaną, która stanowiła jedną z mocno aktywnych graczy, aby zaczęła wykonywać dodatkowe ruchy w grze- mianowicie, żeby mocno i często przebierała nogami. Okazał się, że inni gracze szybko zaczęli powtarzać ten ruch. Co więcej, ta tendencja pojawiła się zwłaszcza u graczy wykluczonych z rozgrywek.
Naśladownictwo nie tylko zapobiega wykluczeniu społecznemu, ale także wzmacnia relacje. Dzięki odzwierciedlaniu postawy ciała, mimiki, tonu głosu naszego rozmówcy, postrzegani jesteśmy jako osoby sympatyczniejsze i bardziej otwarte. Wiele przeprowadzonych badań pokazuje, że takie naśladownictwo pozwala osiągnąć większe sukcesy w życiu prywatnym i zawodowym. Przodujący handlowcy, negocjatorzy, sprzedawcy bardzo często korzystają z tej metody świadomie, aby zyskać sympatię klienta i podnieść zyski ze sprzedaży.
Jeśli interesują Cię takie metody (a ponieważ czytasz ten artykuł, zakładam że tak właśnie jest 🙂 ), zachęcam do ćwiczenia naśladownictwa w praktyce. Zacznij od małych kroków. Rozmawiając z kimś ustaw podobnie dłonie, usiądź w ten sam sposób. Potem możesz spróbować odzwierciedlić ton jego głosy czy tempo mówienia. Testuj, baw się tym i obserwuj rezultaty 🙂 Powodzenia.